Tychy: Chcą zamknąć przejazd kolejowy i odciąć mieszkańcom drogę do pracy

Zgodnie z przepisami, ale przepis na bezpieczny przejazd jest skomplikowany. Ograniczona widoczność i brak rogatek… Dla pasażerki tego samochodu zakończył się wjazdem prosto pod pociąg. Marcin Paździorek był na miejscu, gdy doszło do wypadku. To jego zdaniem nie pierwsza taka niebezpieczna sytuacja na tym przejeździe. Jak mówi, kierowcy narażani są tu na duże niebezpieczeństwo. – Głównym problemem w tym miejscu jest wysoki płot i wystające krzaki. Z wypadku, który niedawno miał miejsce było widać, że kobieta która wjechała pod pociąg, miała ograniczoną widoczność – stwierdza Marcin Paździorek, 112 Tychy-Tyskie Służby Ratownicze.
Problem dwa lata temu dostrzegł Urząd Miasta. Wtedy urzędnicy zwrócili się z prośbą do PKP PLK o zamknięcie tego przejazdu. – Władze miasta zgłosiły nam, że chcą wybudować nowy przejazd kolejowy łączący ulicę Serdeczną z Oświęcimską i wówczas doszliśmy z władzami miasta do porozumienia, że odbędzie się to w ten sposób, że powstanie nowy przejazd, ale zgodnie z prawem sąsiedni przejazd zostanie przekwalifikowany na przejście do pieszych – wyjaśnia Krzysztof Łańcucki, rzecznik prasowy PKP PLK.
Zgodnie z prawem dwa przejazdy kolejowe w odległości trzech kilometrów nie mogą funkcjonować. Miasto zapomniało o prawie i mieszkańcach, bo ci z ulicy Urbanowickiej o planach dowiedzieli się na samym końcu. – Nie było żadnych konsultacji na temat jego zamykania. O tym, że przejazd będzie zamknięty dowiedzieliśmy się dopiero po fakcie i to z innymi źródeł – mówi Jakub Chełstowski, radny miasta Tychy.
Dla setek mieszkańców tej dzielnicy oznacza to zamknięcie drogi na szybkie dotarcie do pracy. Miało być inaczej, bo miasto niedawno wyremontowało drogę. – Jest chodnik zrobiony, ulica wyremontowana, pieniądze poszły na to spore, bo parę milionów i miało to być ułatwienie dla mieszkańców – mówi Dariusz Strugała, mieszkaniec ulicy Urbanowickiej. – Zapewniali nas, że będziemy mieć pracę, dojazd a teraz co? Odcinają nas od pracy – stwierdza Jan Strugała, mieszkaniec ulicy Urbanowickiej.
Pieniądze mieszkańców w przypadku zamknięcia przejazdu zostaną wyrzucone w błoto. Takiego scenariusza boi się Henryk Goj, który kilka metrów od przejazdu prowadzi gospodarstwo rolne. Dla niego zamknięcie przejazdu oznacza dodatkowe straty. – Wszystkie pola, które mam, są po drugiej stronie torów, w związku z tym koszta wzrosną znacząco, bo raptem do pola mam teraz 150 m, a urosnąć mi to może do 3 km – mówi.
Urząd Miasta sprawy dziś komentować nie chciał. W PKP PLK udało nam się dowiedzieć, że nic nie jest jeszcze przesądzone. Władze miasta i spółka ponownie mają usiąść do rozmów. Rozmów, do których zaproszeni powinni być również mieszkańcy.