Tylko prestiż?

Duma Ciasnej – kawałek pola ma sprawić że ta położona niedaleko Lublińca, niewielka gmina stanie się inwestycyjnym eldorado. Inwestorów do Ciasnej przyciągnąć ma grunt. Ale nie jakiś tam zwykły, tylko grunt na medal. Taką własnie, prestiżową nagrodę uzyskała jedna z gminnych działek.
Wójt Ciasnej, Zdzisław Kulej, nie ma watpliwości: teraz tylko czekać aż wyrosną tu fabryki a do miejskiego skarbca popłynie strumień pieniędzy z podatków: Gmina Ciasna jest tak położona, że jest tu dużo zieleni, lasów, jest przyjazna dla inwestorów, więc myśle, ze inwestorzy do gminy Ciasna też przyjadą. I gdyby tę radosną historię zakończyć w tym miejscu, pozostałoby już tylko czekać na happy end. Niestety radość mąci historia i doświadczenie poprzednich zwycięzców konkursu “grunt na medal”. Rok temu z nagrody cieszyły się władze Jaworzna. Medalowym gruntem okazał się kawał pola niedaleko autostrady A4. Tam też miały się pojawić nowe inwestycje. I co? I grunt został wystawiony na sprzedaż. Przetarg wygrała holenderska firma niestety w listopadzie nie podpisała aktu notarialnego i wycofała sie z zakupu tego terenu – mówi Marcin Marzyński, UM w Jaworznie. W efekcie na medalowym gruncie hula wiatr, a na działkach obok hulają nowi inwestorzy.
Niewiele lepiej jest w Rudzie Ślaskiej, która gruntem na medal hełpiła się dwa lata temu. Powodem do dumy była działka przy ulicy Kokota. Przetarg nie zakończył sie pierwszy powodzeniem, nie wyłoniono żadnego inwestora, został grunt przygotowany do kolejnego przetargu i w tym przetargu został sprzedany – mówi Iwona Małyska, UM w Rudzie Śląskiej. I to jest sukces, tyle, że połowiczny, bo porośnięte krzakami pole jak stało, tak stoi. A nowych fabryk i miejsc pracy jak nie było, tak nie ma.
Specjaliści nie mają watpliwości: nagroda, o ktorą miasta i gminy się biją, nie daje nic prócz prestiżu. Bardzo często zdarza się tak, że nabywcami takich terenów są spekulanci, firmy, albo osoby, które nie zamierzały nigdy zainwestować na takim terenie – uważa Katarzyna Szyndlar. A to oznacza, ze choć do miasta wpłyną pieniądze ze sprzedarzy gruntu. To o nowych inwestycjach w takich miejscach można zapomnieć. I to na długie lata.