Świat

UE/ Rośnie presja na redukcję emisji CO2 o 30 proc.

“Jeżeli Chiny zadeklarują redukcje o 50 proc., podobnie Indie i Stany Zjednoczone, to nie będzie z tym żadnego problemu” – powiedział we wtorek minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski na konferencji prasowej w Brukseli. Przypomniał, że Polska jest liderem redukcji emisji w UE (ok. 30 proc. od 1988 roku). Dlatego surowo odniósł się do apeli o przejście z 20 do 30 proc. w porównaniu z 1990 rokiem, wysuniętych w poniedziałek przez siódemkę bogatych krajów UE: Danię, Francję, Niemcy, Wielką Brytanię, Finlandię oraz obecną i przyszłą prezydencję: Szwecję i Hiszpanię.

“Życzymy zachodniej Europie, żeby w kolejnych 20 latach zredukowała tyle, co my w ostatnich” – powiedział.

Jednak apele, by UE wykazała w Kopenhadze więcej ambicji, powtarzają się. We wtorek za 30-procentowym celem opowiedział się socjaldemokratyczny eurodeputowany z Niemiec Jo Leinen, który jest szefem delegacji PE w Kopenhadze. “UE wzięła na siebie rolę lidera w walce o ochronę klimatu i chcemy, by tak samo było w Kopenhadze. Musimy podtrzymać naszą ofertę: 30 proc. redukcji CO2 do 2020 roku” – oświadczył Leinen.

15-osobowa delegacja PE, która przebywa w Kopenhadze, ma w tej sprawie poparcie głównych frakcji PE. W poniedziałek, w dniu rozpoczęcia kopenhaskiej konferencji, szef największej, chadeckiej grupy Joseph Daul oświadczył, że jest za ustanowieniem wiążącego celu redukcji dla krajów rozwiniętych w wysokości 30 proc. do roku 2020 w porównaniu z rokiem 1990. We wtorek takie samo stanowisko uzgodniła europejska lewica na kongresie w Pradze. “Socjaliści i socjaldemokraci są wiodącą siłą, dzięki której UE przyjęła ambitne cele klimatyczne (…). Teraz reszta świata powinna pójść naszymi śladami” – powiedział szef Partii Europejskich Socjalistów, Poul Nyrup Rasmussen.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Już wcześniej za przejściem z 20 na 30 proc. opowiedzieli się Zieloni oraz liberałowie.

Presja ze strony PE rośnie. W środę o podwyższenie unijnych ambicji wspólnie zaapelują eurodeputowani z czterech głównych frakcji zrzeszeni w prośrodowiskowej inicjatywie EU Globe. Przekonują oni, że dla przedsiębiorstw przejście z 20 na 30 proc. oznacza ciężar niewiele większy, niż redukcje o 20 proc., uzgodnione w przyjętym w grudniu zeszłego roku unijnym pakiecie klimatyczno-energetycznym. O wiele większe zaś będą zyski dla środowiska, oraz impuls do rozwoju “zielonej”, niskoemisyjnej gospodarki. Pod apelem podpisało się ponad 120 deputowanych do PE i parlamentów narodowych z 16 krajów członkowskich UE.

Rząd w Warszawie sceptycznie podchodzi do apeli o zwiększenie unijnym ambicji świadom kosztów, jakie pakiet klimatyczno-energetyczny oznacza dla polskiej gospodarki. Szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz podkreślał w poniedziałek w Brukseli warunkowość zapowiedzi UE. Przypomniał, że przejście na cel 30 proc. może nastąpić jedynie wtedy, kiedy inne kraje zdobędą się na porównywalny wysiłek.

“Obecnie nie są spełnione warunki, by przejść z 20 na 30 proc.” – powiedział. Ocenił, że zapowiedzi redukcji innych krajów “nie są porównywalne ze zobowiązaniami Europy”.

I rzeczywiście – Komisja Europejska szacuje, że wszystkie dotychczasowe deklaracje (w tym zakładając unijną redukcję o 30 proc.) oznaczają maksymalne redukcje globalne o 17,9 proc. w 2020 roku. Francja, Wielka Brytania, Dania i inne kraje przekonują, że jeśli UE jednostronnie podwyższy swoje ambicje, inni zrobią to samo. Szef brytyjskiej dyplomacji David Milliband przekonywał w poniedziałek w Brukseli, że przejście na 30 proc. nie jest żadnym nowym pomysłem, bowiem UE obiecała, że dojdzie do tego w kontekście ambitnego porozumienia.

“Z powodu recesji, 30 proc. jest jak 20 proc. Koszty i obciążenia są bardzo zbliżone do tych, jakie jeszcze niedawno oznaczały redukcje emisji o 20 proc.” – powiedział.

Polska chce przestrzegania ustalonych w 2008 roku zasad, że ewentualne przejście na cel 30 proc. musi być poprzedzone analizą kosztów wykonaną przez Komisję Europejską. I taką decyzję – jeśli w Kopenhadze rzeczywiście dojdzie do sukcesu – mogliby podjąć na szczycie w marcu szefowie państw i rządów UE, skoro nowe, wiążące prawnie porozumienie klimatyczne i tak ma być podpisane dopiero pół roku po Kopenhadze na konferencji w Meksyku. Polska, z energetyką opartą na węglu, obawia się, by na fali entuzjazmu w duńskiej stolicy UE nie wzięła na siebie ciężaru nie do udźwignięcia przez biedniejsze kraje Europy Środkowej i Wschodniej.

Sojusznikiem Polski okazała się unijna federacja pracodawców BusinessEurope. W liście opublikowanym we wtorek przed czwartkowo-piątkowym szczytem UE w Brukseli, przewodniczący Jurgen Thumann przestrzegł przed przejściem z 20 na 30 proc. – w obawie o jeszcze większe obciążenie europejskiego przemysłu. “Propozycja Kongresu USA, by do 2020 r. ograniczyć amerykańskie emisje CO2 o 17 proc. w porównaniu z 2005 r., oznacza redukcję o zaledwie 3 proc. w porównaniu z 1990 rokiem. Dlatego nie może być uznana za porównywalny wysiłek, który uzasadni przejście UE na cel 30 proc.” – oświadczył.

To stanowisko zostało z kolei skrytykowane przez obrońców środowiska z organizacji WWF, którzy przekonują, że UE może bez trudu zredukować emisje o 40 proc.

 

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button