Uliczna zaradność

Przed zamarznięciem bezdomnego, Andrzeja Nowaka uratowała straż miejska, która dziś rano znalazła go leżącego na klatce schodowej i przewiozła do bytomskiej noclegowni. – Czułem sam po sobie, że czego się nie dotknę, to jest zimne wszystko. Ręce i nogi zimne, sztywnieje wszystko. Problem tylko w tym, że bezdomi od przytułków wolą inne miejsca. Bo w nich w przeciweństwie do noclegowni wolno pić. Jednak jak jest mróz nie ma szans żeby wytrzymali i mimo, że nie czują sie tam jak u siebie to pukają do drzwi noclegowni. Jednak z alkoholem we krwi na nocleg nie mają szans. – Jeżeli są niskie temperatury powiadamiamy straż miejską, albo policje, która takiego delikwenta po prostu odstawia na izbe wytrzeźwień – tłumaczy Jan Nowakowski, kierownik noclegowni.
Dlatego bezdomni postawieni przed wyborem trzeźwość w noclegowni, albo alkoholem wybierają trzecie wyjście. Pustostany. – Bezdomni bardzo często tam sypiają przebywają, próbują się ogrzewać, rozpalają ogniska nawet, piją alkohole. Można powiedzieć, że do szczęścia jest bardzo blisko – opowiada st. kap. Krzysztof Biel, PSP w Bytomiu. Ale groźba nieszczęścia, przeraża okolicznych mieszkańców. – Wszyscy się boją, czy to starsi, czy młodzi. Tutaj jest dużo mieszkań, że ktoś kupił i przyjeżdża tylko latem, a tak stoi to pustostanem – mówi Antoni Imiołowski.
Właściciele barkdaują wejścia. Jednak to nie robi na bedomnych wrażenia. – To zależy, nie jest zabezpieczone taka kłódka zerwie się ją i wejdzie. Materac rozłoży, koc, poduszke jakąś i prześpi się – mówi Andrzej Nowak. Często budzi ich jednak policja. I to czasem ratuje im życie. – Tam są przewody kominowe już mocno zurzyte i oprócz wychłodzenia możemy tutaj mieć do czynienia z zaczadzeniami – oznajmił Adam Jakubiak, KMP w Bytomiu.
Policja zapewnia, że od ośmiu lat w Bytomiu żaden bezdomny nie zamarzł. Pozostaje tylko pytanie, czy to dzięki sprawnej pomocy miasta, czy dzięki budynkom.