Urzędnicze potyczki?

W Gliwicach pojawił się pomysł wybudowania szybkiej linii kolejowej, która prowadziłaby z centrum Gliwic do Łabęd, a docelowo też do Bytomia. Jednak kiedy wniosek o wsparcie tej inicjatywy trafił do urzędu marszałkowskiego, pojawiły się niespodziewane komplikacje. – Zwróciliśmy się teraz do prezydenta Gliwic o uszczegółowienie pewnych kwestii, które nam się wydają niejasne – przyznaje Witold Trólka z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego. Niejasności te dotyczą między innymi opłacalności tej linii oraz projektu rozkładu jazdy.
Zygmunt Frankiewicz, prezydent Gliwic te zastrzeżenia kwituje krótko. – To są jakieś kompletne nieporozumienia i to urząd marszałkowski jest organizatorem transportu kolejowego, a rozkład jazdy należy do organizatora – podkreśla.
Jednak to nie pierwsze problemy na linii urząd marszałkowski i gliwicki magistrat. Kilka tygodni temu pojawiła się informacja o zastopowaniu budowy gliwickiej hali “Podium”.
Skąd te nagłe kłopoty? Wyjaśnienie może dać historia. Frankiewicz niecałe dwa lata temu w atmosferze skandalu wystąpił z PO – partii, do której należy obecny marszałek województwa Bogusław Śmigielski. Dlatego nieoficjalnie środowiska przyjazne prezydentowi Frankiewiczowi sugerują, że obecne kłopoty to wynik politycznych niesnasek.
– Czy nie chcąc się narażać na tego typu zarzuty powinniśmy działać niezgodnie z prawem? – odpiera zarzuty Aleksandra Marzyńska, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego.
Sam marszałek też przekonuje, że to nie polityka jest tutaj winna. – Z jednej strony Gliwice zamykają linie tramwajową, z drugiej chcą połączenia kolejowego. Ja wiem, że miasto chce zrzucić ciężar finansowy ze swoich barków, ale to zadanie prezydenta, by sprawnie zarządzać funduszami – stwierdza Bogusław Śmigielski, marszałek województwa śląskiego.
– Nie oczekujemy od Pana marszałka pieniędzy, oczekujemy tylko, żeby wykonał swoja pracę – odpowiada prezydent Gliwic
Tej wzajemnej wymianie ciosów od początku przygląda się dziennikarz “Gazety Wyborczej” Przemysław Jedlecki. – Trudno się dziwić irytacji prezydenta Gliwic, który pewnie słusznie podejrzewa, że coś tu nie gra – uważa Jedlecki.
A jak nie gra, to wymaga pilnego wyjaśnienia, bo gdzie jak gdzie, ale w samorządzie interes publiczny powinien być ważniejszy niż ten partyjny.