Urzędy unikają zatrudniania osób niepełnosprawnych?

W zależności od perspektywy zwykły urzędnik lub nie dość, że niezwykły to i rzadko spotykany. – Myślę, że jestem wizytówką dla urzędu miasta. Dla klientów też, również tych niepełnosprawnych – uważa Izabela Kaczor.
W większości urzędów jednak niepełnosprawnych urzędników brak. A zgodnie z prawem powinni stanowić 6 procent wszystkich zatrudnionych. – Samorządy bagatelizują sprawę. Praktycznie wszystkie urzędy nie spełniają tego wskaźnika zatrudnienia i odprowadzają z tego tytułu bardzo, bardzo znaczące kwoty – podkreśla Gabriela Magdziosz ze śląskiego oddziału PFRON w Katowicach.
Każdy niezatrudniony niepełnosprawny to 1300 złotych miesięcznie. Kwota ta trafia do Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Większości dużych miast województwa płaci z tego tytułu ponad sto tysięcy złotych rocznie. I to tylko z powodu niezatrudniania niepełnosprawnych w urzędzie miasta – nie licząc jednostek urzędom podległych. I tak na przykład Katowice płacą ponad sześćset tysięcy, Rybnik – prawie dwieście czterdzieści tysięcy, a Żory – sto czterdzieści tysięcy.
– Jak popatrzymy na konkursy ogłaszane na stanowiska urzędnicze, to tam nie znajduje się zapis, że mile widziany jest stopień niepełnosprawności. A znajdziemy zapis, że mile jest widziana znajomość angielskiego czy jakiegoś programu komputerowego – stwierdza Dawid Topol z Żorskiego Centrum Organizacji Pozarządowych.
Być może dlatego, że w przypadku, gdy osobę niepełnosprawną zatrudnia prywatny przedsiębiorca 75% kosztów pokrywa państwo, a urzędy nie dostają nic. Osoba niepełnosprawna pracuje tylko siedem godzin dziennie.
Nie jesteśmy jedynymi pracodawcami – bronią się urzędnicy. – Miasto to nie tylko stricte zatrudnienie w mieście. To współpraca z przedsiębiorcami. To szukanie miejsc pracy dla osób niepełnosprawnych na terenie miasta – i to robimy – zaznacza Ewa Ryszka, zastępca prezydenta Rybnika. Z mizernym skutkiem, bo rybnicki magistrat i prywatne rybnickie firmy w zeszłym roku musiały wpłacić do funduszu prawie 3 miliony złotych.
Sposób na rozwiązanie problemu znaleziono w Żorach. Tamtejszy Zakład Aktywności Zawodowej powstał z inicjatywy samorządu. – Osoby niepełnosprawne normalnie tam pracują. Przygotowują posiłki. Najpierw zaczynali od siebie. Sami próbowali. Dziś to już się sprzedaje na zewnątrz. Organizujemy catering – mówi Jerzy Krótki z Zakładu Aktywności Zawodowej w Żorach.
W zakładzie pracuje w sumie czterdzieści osób, które do tej pory nie potrafiły sobie znaleźć swojego miejsca. – Mój świat to był balkon, okno i to mieszkanie wokół. Teraz rano muszę wstać, ubrać się i wyjść z domu – wyznaje Urszula Karolczuk, pracująca niepełnosprawna. Bo znalazł się ktoś, kto w końcu dał szansę…