Region

W Sosnowcu SMS ostrzeże mieszkańców przed sytuacją kryzysową

Krótko, ale treściwie. Czyli tak, jak powinno to wyglądać w każdej sytuacji kryzysowej. Tyle że rzeczywistość bywa inna. – Nikt nic nie wiedział, przyjechaliśmy do domu to wody jeszcze nie było. W pewnym momencie wyszłam na podwórko i okazało się, że nas zalewa. I to szło w momencie, bo to za trzy godziny miałam zalany cały dom. Uciekałam z psami przez okno, bo już nie było co ratować – mówi Jolanta Miłkowska, powodzianka z Bierunia. Nie było, bo zabrakło szybkiej i pewnej informacji.

To jest właśnie największa bolączka w zarządzaniu kryzysowym, że te informacje są przekazywane z dużym opóźnieniem – przyznaje Grzegorz Kamienowski z Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego. I to nie dlatego, że mieszkańcy nie mają telefonów czy internetu. Problemem jest coś zupełnie innego. – Jeżeli w gminach nie ma kto odebrać tego komunikatu, to przepływ informacji nie może być skuteczny. Natomiast dużą rolę tutaj odgrywają tutaj środki masowego przekazu – wyjaśnia Kamienowski.

Jednak nie wszyscy słuchają i oglądają. Zwłaszcza, kiedy trzeba ratować dorobek całego życia. To może zmienić esemesowy system informowania mieszkańców. Taki jak uruchomiony dzisiaj w Sosnowcu. – System był wykorzystywany wcześniej w Poznaniu w trakcie powodzi przez sztaby zarządzania kryzysowego i jest to system, który jest wykorzystywany przez ponad 100 miast i gmin w Polsce – tłumaczy Leszek Kaczurba z Samorządowego Informatora SMS.

W województwie śląskim Sosnowiec jest pionierem. A szkoda, bo jak pokazuje choćby przykład ostatnich awarii energetycznych w regionie, przepływ informacji kuleje. Podobnie było podczas powodzi w Zabrzu-Makoszowach. Poziom wody rósł w oczach, mimo to mieszkańców powiadomiono o zagrożeniu niemal w ostatniej chwili. – O drugiej w nocy dzwonili do bramy i mówili, żeby się przygotować do ewakuacji – mówi Rafał Szołtysek, mieszkaniec dzielnicy Zabrze-Makoszowy.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Ewakuacji, która była do przewidzenia znacznie wcześniej. – Mieszkańcy dzielnicy Makoszowy sami też obserwowali istniejące zagrożenie i oczywiście od nich również spływały do nas informacje – przyznaje Barbara Chamiga z Centrum Zarządzania Kryzysowego w Zabrzu. A powinno być chyba odwrotnie.

To tylko pokazuje, że każdy system informowania o zagrożeniu jest pomocny. Ale żaden, nawet ten esemesowy, nie może być jedynym. – Może być sytuacja, że komuś zepsuje się komórka, może też nastąpić zerwanie sieci i telefony komórkowe się rozładują. W chili zagrożenia sieci komórkowe są przeciążone i dzieją się różne rzeczy – podkreśla Robert Borkowski, eskpert ds. bezpieczeństwa.

I będą się działy dopóki nie pojawi się jednolity system informowania. Nie tylko w poszczególnych miastach, ale w całym regionie.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button