Walka trwa – mieszkańcy kontra Spółdzielnia Mieszkaniowa Luiza w Zabrzu

Wejście na walne zgromadzenie Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej „Luiza” w Zabrzu graniczy niemal z cudem. Przynajmniej dla niektórych jej członków. – Jakiś kodeks – nie wiem jaki, jak się nazywa jakieś prawo on nie powiedział nam jakie to jest prawo, na podstawie jakiego kodeksu.
Tyle, że przepisy są tutaj po stronie mieszkańców.
– Prawo spółdzielcze nie zabrania – zaznaczam nie zabrania – uczestnictwa w tak zwanych posiedzeniach grup walnego zgromadzenia członkom, żeby mogli się przyglądnąć, żeby mogli nauczyć się tego za czym będą głosowali, jak będą mieli swoje grupy – wyjaśnia Wiesław Szostak, Stowarzyszenie Ruch Społeczny Luiza.
Prawo tego nie zabrania. Zabrania za to prezes spółdzielni.
– Nie mają wstępu, a nawet możliwości zapytania, ile co kosztuje. Wszystko jest tajne, najwyższy czas, żeby Polska się dowiedziała prawdy o spółdzielniach, bo ta spółdzielnia nasza to jest folwark prywatny – mówi Krzysztof Malanowski, Stowarzyszenie Ruch Społeczny Luiza.
Który zdaniem mieszkańców trwa już dobrych kilka lat.
– My jako lokatorzy powinniśmy być przyjęci w poczet członków, nikt nas nie powiadomił o tym. Zrobili sobie takie członkowskie wysokie dwa tysiące trzysta złotych, że człowieka po prostu szlag trafia.
– Są równi i równiejsi. Ci, co razem z prezesem lody kręcą, to mają sprawy załatwione od ręki – twierdzi Wiesław Barański.
A ci, którzy głośno mówią o tym co im nie pasuje – zdaniem mieszkańców już nie. O sprawie informowaliśmy już ponad rok temu gdy mieszkańcy Zabrza zwrócili uwagę na wysokie koszty ocieplenia budynków. Dwa te same bloki były docieplane przez dwie różne spółdzielnie. Spółdzielnia Skarbek wydała na to 90 tysięcy złotych, z kolei Luiza ponad 300 tysięcy złotych. Wówczas prezes spółdzielni nie potrafił odpowiedzieć skąd takie różnice.
Sprawie postanowił przyjrzeć się poseł Grzegorz Tobiszowski. – Istotą spółdzielczości w Polsce po okresie zmiany ustroju jest własność, bo gospodarka rynkowa jest oparta na własności i tutaj powstał pierwszy zasadniczy zgrzyt.
Ale zgrzyt nie jedyny.
– Członkowie spółdzielni powinni mieć pełne prawo wyrażania swoich opinii i poglądów, nawet jeżeli one nie do końca są zgodne z negatywną interpretacją, która w tym zakresie jest przedstawiana przez spółdzielnie – twierdzi Aleksander Trzaska, adwokat.
Walne zgromadzenia, które miały konflikt zażegnać tylko go ożywiły.
– Byłam na zgromadzeniu z mamą – starszą osobą, schorowaną, gdzie została naruszona moja nietykalność, złożyłam zawiadomienie, bo pan Waldemar Chwist, człowiek wyuczony jak to on mówi zatrudnił ochroniarzy, którzy mnie szarpali, również moją mamę, uniemożliwiając mi wejście na salę – opowiada Agnieszka Grzyb.
Z nami prezes Luzy też nie chciał rozmawiać.
Mieszkańcy liczą jednak, że zarząd uda się w końcu odwołać i spółdzielczy folwark zmieni się w otwarte gospodarstwo.