Wichrowe wzgórza

W prawdziwie zimowych warunkach nawet poranna toaleta to nie lada wyczyn. To codzienność dla Artura Hajzera i Roberta Szymczaka. Polscy himalaiści wraz z Kanadyjczykiem Donem Bowie próbują zrobić to, co nie udało się jeszcze nikomu – zimą zdobyć Broad Peak. – Jesteśmy w połowie drogi, pomiędzy jednym a drugim obozowiskiem, trochę śnieży, pogoda jest całkiem ładna, ale jest zimno – stwierdza Bowie

Dotarli już na wysokość siedmiu tysięcy metrów. Huraganowe wiatry uniemożliwiają jednak przeprowadzenie akcji szczytowej. Pozostaje czekanie. – Jesteśmy zaaklimatyzowani i na ten atak po prostu czekamy, na tym ten sport polega, że czasami trzeba po prostu wyczekać, nie można dać się wpuścić w falstart, trzeba wykazać się cierpliwością, bo ten kto ma cierpliwość ten wygrywa – wyjaśnia Hajzer.

Himalaiści w bazie są już ponad miesiąc. Polsko-kanadyjskie więzi zaciskają się coraz bardziej.

Szczyt miał być już zaliczony, ale ci, którzy zostali w Polsce nie mają wątpliwości, że się uda. – Jak dopisze im szczęście, a słońce przebije chmury i ustanie mocny wiatr w Karakorum, to oni na pewno ten szczyt zdobędą – uważa Grzegorz Chwoła, rzecznik prasowy wyprawy.

Szczyty w Himalajach chciałby zdobywać także Dariusz Kłosuń. Na razie organizuje wyprawy w Tatry i Alpy. – Chciałbym, aby moja noga postanęła również w Himalajach, najwyższych górach świata, ale niestety jest to jak na razie dla mnie niemożliwe, ponieważ wielką granicą są pieniądze – wyznaje Kłosuń.

Bo taka przyjemność, jaką jest wyprawa w Himalaje, to kilkanaście tysięcy złotych, a podobno kto już raz tam pojedzie, to chce wybrać się ponownie. – Himalaje urzekają swoją wielkością, swoja potęgą i surowością. Widoki, które tam widziałem przyciągają jak magnes. Kiedy byłem tam pierwszy raz, to wiedziałem, że na pewno nie będzie to ostatnia wyprawa – mówi Marcin Striczek, himalaista.

Bo w tych górach można się zakochać i nikt nie liczy tu na wzajemność. Każdy krok to wyzwanie, bo jak mówią himalaiści, niebo samo nie spadnie – trzeba je osiągnąć.