Wielki remanent

O pomyłkę nie trudno. I choć w środku praca wre….drzwi i tak zamknięte są na trzy spusty. – Każda pomyłka, każdy brak skupienia przy tym, co się robi, grozi tym, że przez cały rok, gdzieś w którymś momencie wyjdzie znowu ta pomyłka i będzie powodować kolejne błędy, które sprawią przy kolejnym remanencie znowu zamieszanie – uważa Justyna Przewoźna, kierowniczka sklepu.
Dlatego wszystko trzeba skrupulatnie policzyć i sprawdzić. Inwentaryzacja może trwać nawet 7 dni. Niektórzy sprzedawcy zrezygnowali nawet z dnia wolnego, by szybciej uporać się z tym kłopotliwym noworocznym obowiązkiem. – Nasze koleżanki przyszły pierwszego do pracy i było to jednak ułatwienie dla salonu, ale jest to faktycznie bardzo uciążliwa sprawa – stwierdza Aneta Nowak.
Niektórzy klienci są wyrozumiali… – Udaje się po prostu gdzie indziej, szukam sklepu podobnej branży w innej części miasta, mogę się udać pieszo nawet do Krakowa, ponieważ uwielbiam chodzić, mogę kilometrami chodzić – mówi Urszula Lech.
Ale ci, którzy nie są obieżyświatami…wyrozumiali są znacznie mniej. – My na przykład wraz z moją dziewczyną byliśmy w górach, wróciliśmy dopiero dzisiaj i chcieliśmy zrobić dosłownie jakieś podstawowe zakupy, a wszędzie remanenty – denerwuje się Jakub Christoph.
Pocieszeniem może być fakt, że jeszcze kilkanaście lat temu było znacznie gorzej. Kontroli bano się jak ognia, a manka były plagą handlu. Zdarzały się nawet wyroki skazujące na więzienie, nic więc dziwnego, że remanenty w PRL-u spędzały sen z powiek. – Remamenty zawsze budziły strach u tych, którzy mieli coś na sumieniu lub u tych, którzy nie mieli nic na sumieniu. Ponieważ władza była sroga, surowa, kontrolowała i starała się coś znaleźć… traktowała wszystkich jako winowajców – wyjaśnia Janusz Woźniczka, historyk.
Sylwia Wadowska przez 20 lat prowadziła sklep i odczuła to na własnej skórze. Bo jeżeli zdarzyło się manko, to wszyscy płacili. A co gdy manko było u sąsiada? – Przyszedł kierownik z innego sklepu, żebym mu dała pieniądze, że za trzy dni mi odda…ja mówię chyba zwariowałaś…skąd ja mam wziąć. Potem się domyślałam…spodziewała się remamentu, te pieniądze wpłaciła mniej więcej ile wybrała, a po remanencie wybrała je z powrotem – wspomina Wadowska, była kierowniczka sklepu.
I tak w kółko macieju… PRL bez manka nie byłby PRL-em, a braki mogły być wszędzie. I choć teraz asortyment nóg nie ma, to jednak zawsze ze sklepu w cudowny sposób może wyjść.