Wirtualne włamanie?

Atmosfera jak ze szpiegowskiego filmu. Ale w Świętochłowickim szpitalu scenariusz pisze samo życie. I trzeba przyznać, że to scenariusz wyjątkowo sensacyjny. Wczoraj rano dyrektor szpitala zauważa, że z jednego z pokojów w budynku dyrekcji zniknęły ważne dokumenty. Podejrzewa też, że przy szpitalnym komputerze ktoś w nocy majstrował. – Byłem zmuszony jako dyrektor tej jednostki natychmiast zgłosić sprawę do wydziału dochodzeniowego policji w Świętochłowicach – wyjaśnia Grzegorz Nowak, dyrektor szpitala.
W szpitalu błyskawicznie pojawiają się śledczy. Do późnej nocy szukają śladów ewentualnego przestępstwa. Dziś rano do naszej redakcji zgłasza się anonimowy informator. Przekonuje, że dzień włamania to nie przypadek. Właśnie wczoraj o północy minął termin składania ofert do Narodowego Funduszu Zdrowia. Liczący ponad tysiąc stron dokument tworzony był właśnie na komputerze, do którego się włamano. Jak mówi informator oferta do funduszu poszła w stanie, którego szpital nie jest pewnien, czy umożliwi ona zakontraktowanie świadczeń zdrowotnych. Najgorsza konsekwencją jest odrzucenie oferty, czyli zamknięcie szpitala.
Kto i dlaczego miałby sabotować działanie szpitala, który po masowych zwolnieniach lekarzy sprzed kilku tygodni właśnie zaczął stawać na nogi? Anonimowy pracownik szpitala sugeruje, że mógł to być przewodniczący rady społecznej szpitala, a prywatnie brat jednego z lekarzy, którzy opuścili placówkę. Jak mówi 25 wpłynęło do szpitala pismo przewodniczącego rady społecznej szpitala, pana Świerka, w którym jednoznacznie zażądano podania danych osobowych lekarzy wraz z ich wynagrodzeniami.
I to właśnie te dokumenty zdaniem dyrekcji szpitala zostały skradzione dokładnie dzień później. Sam przewodniczący rady, Rafał Świerk posądzenie go o sabotaż kwituje krótko. – Nie rozumiem jak można w ogóle łączyć, pytania jakieś z tym co się dzieje w ZOZ-ie, to już są absurdy, które przekraczają wszelkie normy etyczne – stwierdza Świerk.
Jego wersje potwierdzają wstępne ustalenia policji. Okazuje się, że w budynku dyrekcji nie było żadnych śladów włamania. Policyjny informatyk wykluczył też manipulacje przy komputerze. – Komputery znajdujące się w tym pomieszczeniu nie były otwierane przez osoby niepowołane – mówi podinsp. Jerzy Kryczka, KMP w Świętochłowicach.
A to już sprawia, że teorie o sabotażu, można by szybko zastąpić teorią celowej prowokacji. Sprawę mogłyby wyjaśnić zainstalowane w szpitalu kamery. Mogłyby. – Tutaj na kamerze nie było zapisu żadnego – wyznaje Czesław Bukowski, konserwator szpitala.
A tymczasem kolejnych afer i spisków w szpitalu dość już mają pracujący w nim lekarze. – Jest to dla nas w jakiś sposób niepokojące i wpływa na niepokój w pracy – uważa Grzegorz Kowalski, lekarz.
A ten niepokój może się odbić na tych najważniejszych. – To jest nasz jedyny najlepszy szpital jaki mamy – mówi Marian Ferdynus, pacjent. – Najbliżej tu każdy ma, to gdzie się będziemy leczyć? – zastanawia się Henryk Szczęsny, również pacjent.
W tej historii jak w dobrym kryminale są tajemnicze zwroty akcji, wzajemne podejrzenia, wielkie pieniądze. Szkoda tylko, że na tej wojnie podjazdowej najbardziej cierpią pacjenci. Pacjenci, którym autorzy tego spektaklu bez ich wiedzy przypisali rolę statystów.