Wirus na Śląsku

Mimo, że sanitariusze eskortowali osobę podejrzaną o zarażenie wirusem świńskiej grypy, zabrakło ochronnych skafandrów. Dziś jeden z sanitariuszy zgodził się mówić. Anonimowo. – To jest po prostu paranoja – bez masek, bez ochronnych ci ludzie szli. Bał się ten kolega nasz, on ma dzieci. Gdyby sanitariusz zaraził się wirusem to naraziłby na taką chorobę swoją rodzinę. A dla małych dzieci wirus A/H1N1 jest jeszcze groźniejszy niż dla dorosłych. Konieczna jest ostrożność, ale z tym był problem. – Nie wszyscy zastosowali nawet te podstawowe najprostsze metody zabezpieczenia własnych dróg oddechowych przez maseczki oddechowe. No to jest skandal. A za to odpowiedzą nie ci co wysłali, tylko ci co nadzorują na co dzień prace tego zespołu – mówi Piotr Piszczek, Związek Zawodowy Pracowników ratowncitwa Medycznego.
Sanitariusze mówią, że nie włożyli odzieży, bo po prostu jej zabrakło. Jednak kierownictwo odpiera zarzuty. Mówi że taka sytuacja w ogóle nie miała miejsca. – Nasz dwuosobowy zespół ratowniczy zachował się zgodnie z obowiązującą procedurą. Nie należy, więc ironizować, że naszym ratownika zabrakło strojów ochronnych – odpowiada Jerzy Wiśniewski, rzecznik wojewódzkiego pogotowia ratunkowego. O żadnej ironii mowy nie ma, także w komentarzu Sanepidu po obejrzeniu nagrania. – Nie widziałem u nich ani rękawic, ani kombinezonów. Tak, że nie było to prawidłowe przygotowanie – mówi Grzegorz Hudzik, wojewódzki inspektor sanitarny. Zaskoczeni tak poważną sytuacją są także w Szpitalu Specjalistycznym w Chorzowie. Do szpitala zgłosiły się kolejne cztery osoby podejrzane o zarażenie wirusem. – Jeżeli będzie coraz więcej tych przypadków, to będziemy musieli ewakuować któryś z oddziałów żeby tam ich lokować – informuje Krzysztof Hornik, Szpital Specialistyczny w Chorzowie.
Ograniczone miejsca na specjalistycznych oddziałach, to kolejny argument żeby sprawę profilaktyki traktować naprawdę poważnie – alarmują sanitariusze. Jednak dyrekcja pogotowia zapewnia, że tak właśnie jest. Procedury postępowania w przypadku styczności z wirusem są jasne. – Reprezentacje zawodowe ani nawet poszczególni pracownicy nie zwracali się do dyrekcji o dodatkowe informacje. A przecież w mediach było głośno o tym nowym wirusie – dodaje Jerzy Wiśniewski, rzecznik wojewódzkiego pogotowia ratunkowego.
Taka postawa oburza sanitariuszy. Mówią, że kierownictwo jedną rzecz robi dobrze. Ucieka od odpowiedzialności.