Wójt Ornontowic podróżuje po gminie służbowym rowerem

Na pierwszy rzut oka beztrosko, za to z nieskrępowaną elegancją i pewnym pchnięciem rowerowego pedała. Doglądanie gminnych włości nigdy jeszcze nie było tak przyjemne. – Chcę pokazać się w terenie, że jestem bardziej dostępny dla mieszkańców, łatwiej zatrzymać się na rowerze, porozmawiać niż wysiadać każdorazowo z samochodu – uważa Kazimierz Adamczyk, wójt Ornontowic.
Zalety urzędowej służbówki dostrzegają również mieszkańcy. – Myślę, że to jest promowanie jakiejś rekreacji w naszej gminie – uważa Paweł Kot. – Ja tu już mieszkam 30 lat, jestem z Katowic i nie nauczyłam się jeździć na rowerze, może wójt mnie nauczy? – żartuje Felicja Tobecka.
Cotygodniowe rajdy gminnymi szlakami, urzędowi ujmy nie przynoszą – uważa wójt. Nawet kontrowersyjną cenę, jak się okazuje, można obrócić w zaletę. – Ten rower będzie dłużej służył, a gdyby nie rower za 4250 złotych, to przypuszczam, że byśmy się tutaj nawet dzisiaj nie spotkali, bo nie byłoby tego powera i tego, że ta cena budzi jakieś emocje – podkreśla wójt Ornontowic.
Bez emocji do tematu podchodzi za to rowerowy ekspert. – 1200 zł, to jest taki fajny przedział ze środka i w zupełności na takie jazdy nie związane z żadną ekstremą wystarczy – uważa Piotr Mróz, właściciel sklepu rowerowego. Rower wójta Ornontowic choć zdecydowanie droższy, na gminnych ekstremach niczym szczególnym poza ceną nie zaimponuje. – Ten rower dalej będzie rowerem, bo przecież można sobie kupić jeepa z napędem na cztery koła i jeździć sobie do marketu na zakupy – dodaje Mróz.
Moc – jeden wójt mechaniczny, wyposażenie – pełna opcja. Taki luksus nie przekonuje jednak wójta sąsiedniej gminy, według której jak służbówka, to tylko z czterema kołami. – Czas przemieszczania się rowerem a samochodem jest zdecydowanie korzystniejszy dla samochodu a nie dla roweru – zaznacza Barbara Prasoł, wójt Wyr. Ale taka drobnostka z pewnością nie zastąpi przyjemności ze służbowych wojaży.