Wraca sprawa wypadku rządowego śmigłowca
W poniedziałek sąd poinformował, że na początku 2005 roku z pułku specjalnego dostał wiadomość o kasacji rozbitego śmigłowca. W 2004 r. prokuratura uznała, że wrak nie jest dowodem rzeczowym.Potrzebne do ewentualnej nowej ekspertyzy silniki przekazano Instytutowi Technicznemu Wojsk Lotniczych, a tunele wlotów powietrza do silników i wentylatora – Wojskowej Akademii Technicznej. Inne części zostały użyte do celów szkoleniowych i oddane na złom. Sąd nie ma jeszcze informacji, czy silniki i wloty powietrza wciąż są w instytucjach, które je dostały, i czy ich stan pozwala na ponowne badania.W marcu obrona ppłk. Marka Miłosza, oskarżonego o doprowadzenie do katastrofy, wystąpiła o ponowne zbadanie części wraku, tym razem przez cywilnych ekspertów. W aktach sprawy znajduje się opinia komisji wojskowej, która za najbardziej prawdopodobną przyczynę awarii uznała oblodzenie. Zaznaczyła przy tym, że załoga
nie miała danych wskazujących na ryzyko oblodzenia. O braku sygnałów o możliwym oblodzeniu zeznawali też przed sądem świadkowie ze służb meteorologicznych.Śmigłowiec Mi-8 lecący z Wrocławia do Warszawy rozbił się 4 grudnia 2003 pod Warszawą, gdy wyłączyły się obydwa silniki. Miłosz zdołał awaryjnie wylądować, stosując manewr autorotacji. Doświadczeni piloci podkreślali potem jego opanowanie i umiejętności.W wypadku ucierpieli ówczesny premier Leszek Miller, szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, dwoje pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, lekarz, pięciu oficerów BOR, trzech pilotów i stewardesa. Dwanaście osób przeszło długotrwałe leczenie.Prokuratura oskarżyła Miłosza o umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy – przez to, że nie włączył ręcznego trybu instalacji przeciwoblodzeniowej, choć wiedział, że temperatura na pewnych odcinkach osiąga wartość, przy której
zgodnie z instrukcją obsługi należy ją włączyć – i o nieumyślne spowodowanie wypadku. Grozi mu do 8 lat więzienia.