Region

Wspólnie ćwiczą dla dobra turystów. Na wypadek czarnego scenariusza

Nadziemne akrobacje, niezawodne, gdy zawiedzie natura czy technika. – Jechaliśmy do góry, wyciąg stanął, stoimy, wiatr hula z krzesełkami, nic nie możemy zrobić – mówi Paweł Kubala. Pełne ręce roboty mają ratownicy. Uzbrojeni w drabiny i liny, muszą wdrapać się tam, gdzie nie dojadą specjalistyczne wozy. Tym razem sprowadzić na ziemię trzeba było kilkunastu pasażerów unieruchomionego wyciągu. Niecierpliwość w tych okolicznościach nie popłaca. – Nie wszyscy potrafią się zachować, to znaczy skulić mocno, w pozycję embrionalną, zrzucić narty na ziemię i czekać na pomoc, sami nic nie możemy na to poradzić – mówi Edmund Górny, szef wyszkolenia Grupy Beskidzkiej GOPR.

Choć byli aż z siedmiu różnych drużyn, dali radę. Goprowcy i strażacy wspólnie szlifowali ewakuację z wiślańskiej kolejki linowej Stożek. – Zakładając taki scenariusz można było przypuszczać, że grupy będą nawzajem ćwiczyć. Jak widać, strat nie było, poszkodowani byli zwiezieni w bezpieczne miejsce – mówi kpt. Jarosław Ceglarek z Grupy Poszukiwawczo-Ratunkowej PSP w Jastrzębiu-Zdroju. Sukces tym bardziej pewny, że za nimi prawdziwe akcje między innymi na unieruchomionym Zagroniu w Istebnej i na Czantorii, z której musieli ewakuować ponad 200 osób. Strażacy przyznają, że ich sprzęt jest niewystarczający, by z dużej wysokości sprowadzić na ziemię wszystkich uwięzionych narciarzy. – My do tego czasu staramy się ewakuować te osoby, które są na krzesełkach do wysokości 10 metrów. Pozostałe muszą czekać na pomoc alpinistów – mówi asp. sztab. Grzegorz Sroczyk.

To Goprowcy i strażacy ze specjalnej Grupy Poszukiwawczo-Ratunkowej z Jastrzębia Zdroju, wyspecjalizowani w ratowaniu uwięzionych w katastrofach budowlanych. Jak mówią, ratując na wysokości największym przeciwnikami są czas i temperatura na minusie. – W przypadku, gdy jest to zima, temperatura minus 5-10 stopni, do tego dochodzi wiatr, opady śniegu, to powoduje, że osoby uwięzione na krzesełkach nie mają komfortu termicznego – mówi st. kpt Wojciech Piechaczek z Grupy Poszukiwawczo-Ratunkowej PSP w Jastrzębiu-Zdroju.

Choć wiało, w szczycie sezonu warunki mogą być o wiele gorsze. – Musiałoby być nieziemsko zimno i bałbym się na pewno bardziej. Jak już mnie zapinali jak schodziłem to była adrenalina – mówi Szczepan Zygmański, który w całej akcji był pozorantem. Bo podczas akcji współpracować muszą nie tylko z innymi ekipami, ale i uwięzionymi. Połączenie sił to zapowiedź, że w akcji już na serio scenariusz też skończy się sukcesem.

Ciąg dalszy artykułu poniżej
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button