Region

Wspomnienie wielkiego pożaru

Z jednym z największych pożarów w powojennej Europie walczyli tysiące strażaków, leśników oraz policjantów. Latem 1992 roku w rejonie Kuźni Raciborskiej, Kędzierzyna-Koźla i Rud Raciborskich ogień pochłonął niemal dziesięć tysięcy hektarów lasu.

To było inaczej. Bez liczb, miejsc i dat. Była tylko rozpacz. Tak chwile sprzed siedemnastu lat zapamiętała Adela Malinowska – wdowa po strażaku, który zginął w tym pożarze. – Jak jechał gdzieś to zawsze mówił: “nie boj się, wrócę!” Nie wrócił tego dnia. Tak musiało chyba być chyba – wspomina Malinowska. Bo choć czas powoli goi rany, straszne wspomnienia są i będą – na zawsze. – Jak syrena wyje to zaraz do okna patrzę, przypomina mi się syn i to wszystko, co się wtedy działo – wyznaje Teodozja Malinowska, matka zmarłego strażaka.

Szalejący wówczas ogień pochłonął tysiące hektarów lasu w ponad dwa tygodnie. Na miejscu pożaru pozostały wozy strażackie zamienione w zgliszcza. – Wszystko to wyglądało po prostu jak piekło – mówi mł. bryg. Zygfryd Steuer z PSP w Kędzierzynie-Koźlu.

Piekło, z którego wydostał się Stefan Kaptur z raciborskiej straży pożarnej. Jak mówi – cudem. – Ognień miałem praktycznie na szybie, wtedy to się jakoś nie balem, a potem przyszła refleksja, że mogło być przecież różnie – stwierdza asp. szt. Kaptur.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Podobne myśli, strach i przerażająca bezradność. O tym mówią najczęściej. Po pierwszym alarmie myśleli, ze to “zwykły” pożar. Ugaszą i już. Dopiero potem okazało się, że to będzie ogień, który zapamiętają do końca życia. – Najtrudniejsze to było pytanie, co tu jeszcze zrobić, by ten pożar opanować czy to, co robimy jest skuteczne – przyznaje mł. bryg. Adam Pawnik, komendant powiatowy PSP w Raciborzu. 

Tak było siedemnaście lat temu. Bywało, że stary sprzęt zawodził, że trzeba było liczyć tylko na siebie. Dziś byłoby inaczej – podkreślają strażacy i leśnicy. Dziś teren jest dobrze zabezpieczony, a sprzęt dużo lepszy. I tylko strach wciąż ten sam.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button