Wybory w Belgii: Historyczny triumf flamandzkich nacjonalistów

Stanowisko premiera jednak obsadzą zapewne socjaliści nawołujący do jedności, którzy uzyskali bardzo dobry wynik po obu stronach granicy językowej, czyli zarówno we Flandrii jak i Walonii. To wszystko może źle wróżyć przyszłym negocjacjom w sprawie powołania koalicji rządowej.
Po ogłoszeniu wyników w siedzibie sztabu wyborczego flamandzkich nacjonalistów owacyjnie witany był ich lider. To Bart De Wever, który w czasie kampanii obiecywał mieszkańcom Flandrii stopniowe wyparowanie Belgii. Po ogłoszeniu wyniku, wprawdzie wyciągał rękę do frankofonów i mówił o budowaniu mostów.
“Nikt nie jest zainteresowany blokowaniem kraju” – podkreślał, ale jednocześnie zapowiedział reformę państwa: “Niczemu nie służy cofanie się, trzeba iść naprzód”. A reforma to większa autonomia dla regionów, czego od dawna domaga się Flandria”.
Flamandzcy nacjonaliści, choć wygrali wybory, nie będą mieć swojego premiera, bo brak im sojuszniczej partii we francuskojęzycznej części kraju. To stanowisko przypadnie więc socjalistom, którzy w parlamencie będą mieć najliczniejszą reprezentację, bo uzyskali bardzo dobry wynik w obu regionach. Premierem zostanie zapewne ich lider Elio di Rupo pochodzący z Walonii.
“Po raz pierwszy od dwóch dekad socjaliści są największą formacją w kraju” – mówił Elio di Rupo.
Jeśli zostanie on premierem, będzie to sensacja między innymi dlatego, że zwykle Flamand stawał na czele rządu. Frankofoni nie mieli premiera od kilkudziesięciu lat. Poza tym nie mówi on biegle po niderlandzku i otwarcie deklaruje swój homoseksualizm.
Wczorajsze wybory jeszcze bardziej skomplikowały sytuację na belgijskiej scenie politycznej. Już wiadomo, że rozmowy koalicyjne będą trudne, jeśli uczestniczyć w nich będą zwycięzcy, czyli flamandzcy nacjonaliści nawołujący do rozpadu kraju i socjaliści wraz z ich szefem, który broni jedności Belgii.