Wygrana szczypiornistów
– Kto rano wstaje temu Pan Bóg niekoniecznie daje – przyznał w rozmowie z PAP Mariusz Jurasik.
Polscy piłkarze ręczni w czwartkowym meczu trzeciej kolejki grupy A olimpijskiego turnieju pokonali wprawdzie Brazylię 28:25 (14:15), ale w stylu ligowej drużyny.
– “Dzisiaj zagraliśmy najsłabszy mecz od czasu, jak Bogdan Wenta objął kadrę – ocenił urodzony w Żaganiu 32-letni zawodnik. Nie wiem co się z nami stało. Może to była za wczesna pora, nie wyspaliśmy się, chociaż w łóżkach byliśmy już po dwudziestej drugiej, nie wiem… Nie zawsze sprawdza się powiedzenie, kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”.
Ale dał zwycięstwo. “Bo jest litościwy… To, co pokazaliśmy w pierwszej połowie, to był antyhandball. I za to powinniśmy dostać ostro po uszach od trenera i nie ma nawet o czym dyskutować” – mówił samokrytycznie Jurasik, zdobywca trzech bramek.
Wspomniał przy tym o wielkiej determinacji kolegów, mimo że brazylijska samba (tańczona też na trybunach przez kilkunastu kibiców z tego kraju) nie bardzo im tego dnia służyła.
– “Wygraliśmy tylko dlatego, że mamy serce do walki. Cieszymy się, że jesteśmy w ćwierćfinale i teraz musimy się skupić na następnym przeciwniku” – podkreślił.
Na trybunach, mogących pomieścić ponad 4 tys. widzów, dominował – dzięki przybyszom z Polski – kolor biało-czerwony, dobrze znane w kraju piosenki, no i skandowanie, m.in. “Gramy u siebie!” czy też “Ławka też gra”.
– “Słyszeliśmy ten doping – potwierdził Jurasik. – Jesteśmy parę tysięcy kilometrów od kraju, a czujemy się w hali, dzięki wspaniałym kibicom, jak w domu. Skandowanie +Gracie u siebie+ bardzo pomagało. To był nasz trzeci mecz i po raz trzeci z tak licznymi oraz głośnymi rodakami, za co im serdecznie osobiście i w imieniu kolegów dziękuję. Momentami mieli do nas pretensje, i całkiem słuszne. Oni przyszli patrzeć na piłkę ręczną w wykonaniu wicemistrzów świata, a nie jakiejś ligowej drużyny”.
Każdej reprezentacji uczestniczącej w tego typu turnieju zdarza się czasami mieć słabszy dzień. Jurasik sądzi, że jest on już poza zespołem.
-“Miejmy nadzieję, że to był właśnie ten słabszy dzień i jest już za nami. W mistrzostwach świata wypadł na mecz z Francją, tu – na pojedynek z Brazylią”. A te kłótnie na boisku były potrzebne? “Absolutnie! – mocno zaakcentował zawodnik. – Niepotrzebnie powiedzieliśmy sobie kilka ostrych słów na boisku i to nas rozkojarzyło; zaczęliśmy grać indywidualnie. A przecież jesteśmy bardzo zgraną drużyną i nie powinniśmy się kłócić na boisku. Czasami jednak nerwy puszczają, bo to jest sport walki. Jak gramy, a coś nam nie wychodzi, a jeszcze jak ktoś dostanie – za przeproszeniem – w łeb od przeciwnika, to nerwy potęgują się. I dobrze, że wówczas trener zdejmuje takiego zawodnika na dwie-trzy minuty, aby ochłonął”.
Mariusz Jurasik jest zdania, że takie sytuacje nie powinny się zdarzać. “Na pewno źle jest jak zwracamy sobie uwagi na boisku. To się robi poza nim, w przerwie, w szatni, gdzie można wyrzucić co się ma na sercu, klepnąć i wychodzić do dalszej walki jako zgrany zespół, bo przecież takim jesteśmy. Wyciągniemy z tego wnioski, aby takie sytuacje nie powtarzały się. Będziemy mieli zebranie i ten temat poruszymy. Jak się kłócimy, to tylko w szatni”.
Rano wstawać szczypiorniści też nie lubią? “Raczej nie – przyznał zawodnik. – Gry wracaliśmy o siódmej ze śniadania, spotkaliśmy kajakarzy i pływaków. Byli bardzo zdziwieni, że jesteśmy już na nogach, bo widywali nas zazwyczaj po dziewiątej. Mam nadzieję, że nie będziemy już grali przed południem. To nie jest zdecydowanie nasza pora”.