Region

Wyścig po śmierć

Niemal w każdą niedzielę pod centrum handlowym M1 w Zabrzu spotykają się amatorzy nielegalnych wyścigów. Wczoraj tam pojawiły się ślady miłośników driftingu autorstwa dwójki młodych ludzi. – Lali sobie olejem opony i próbowali palić te opony. Potem jeden z nich, który jechał drugim samochodem wymienił opony na inne, a ten pojechał na tych spalonych, chłopaki wyprzedzali tutaj naszego znajomego zresztą na łuku. Duża prędkość była, ponad 100, odbili się od krawężnika i zatrzymali się na słupie – relacjonuje uczestnik nielegalnych wyścigów. Widok Hondy Civic owiniętej wokół latarni przeraził nawet tych, którzy na co dzień nie uciekają od tak mocnych wrażeń. – Była roztrzaskana totalnie na latarni, tam dwie osoby po prostu w połowie leżały na zewnątrz samochodu nieprzytomne i trzecia tam troszkę była przytomna. Widać ją było, nie wiem czy były trzy, czy cztery osoby – opowiada kierowca.

Autem jechały cztery osoby – trójka z nich to nastolatkowie. Kierował 21-letni zabrzanin. Mimo, że samochód został doszczętnie zniszczony w tym wypadku nikt nie zginął. Wszyscy trafili do szpitala, a ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. – Potwierdzam, że osoby, które trafiły do nas z wypadku w Makro są w stanie nie budzącym zagrożenia życia – mówi Piotr Trybalski, Szpital Rejonowy w Zabrzu. Teraz sprawą zajęła się zabrzańska policja. – Tam jest ograniczenie prędkości do 50 km/h i została już zmierzona długość hamowania, wszystko jest w trakcie ustaleń, będzie prowadzone postępowanie i jak się zakończy będziemy mogli coś więcej powiedzieć – wyjaśnia sierż. Katarzyna Wesołowska, KMP w Zabrzu.

Bo jak na razie policja nie chce łączyć tego wypadku z nielegalnymi wyścigami pod M1. O tym powiązaniu przekonany jest natomiast mężczyzna, który pracuje w pobliskim salonie samochodowym jako stróż. Jak mówi co niedziele późnym wieczorem wokół M1 pojawia się kilkadziesiąt samochodów gotowych do nocnych wyścigów. – Jak patrol przyjedzie, cztery radiowozy, to jest pięć minut i tych samochodów nie ma – znikają, a po pół godzinie często wracają – relacjonuje świadek nielegalnych wyścigów. I dalej kontynuują zabawę. To wszystko jest dobrze znane właścicielom M1 w Zabrzu. Ich zdaniem problem tkwi w tym, że władze nie mają pomysłu na to jak prawnie poradzić sobie z amatorami takich szaleństw. – Bo Ci ludzie nie złapani za rękę z tego co wiem, to nie popełniają żadnego przestępstwa. Nie ma na to żadnego paragrafu, tak więc to jest taka walka z wiatrakami – stwierdza Dominik Piwek, rzecznik prasowy M1 w Zabrzu.

Miłośnicy mocnych wrażeń walczyć nie chcą, tylko przynajmniej raz w miesiącu ścigać się legalnie. O to niezwykle trudno, a ten wypadek od tego pomysłu oddala ich jeszcze bardziej. – Na pewno rzutuje jakoś niedobrze dla nas, jak chcemy sobie gdzieś pojeździć, coś popróbować, bo nie każdy wie, że my tam robimy to naprawdę z głową, a przyjeżdża ktoś i narobi nam dużo smrodu – mówi uczestnik nielegalnych wyścigów.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Mogło być jednak znacznie gorzej – a pasażerowie Hondy Civic mogą mówić o dużym szczęściu.

 

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button