Wziął się w garść i stworzył centrum rehabilitacji dla niepełnosprawnych

Zaryzykował o jeden raz za dużo. Skończyło się tragicznie. Wypadek. Szpital. Wózek. – Pojechaliśmy do szpitala, jak zobaczyłem brata to wtedy zrozumiałem, że się stała poważna rzecz. Całkowicie się zmienił stał się dużo mniejszym człowiekiem, wystraszonym – wspomina Mariusz Szyca, brat Marcina. Wtedy rodzina pana Marcina podporządkowała całe życie właśnie jemu. A on walczył ze sobą, by oswoić się z nową sytuacją. – Pomyślałem, że ja muszę być tym twardym, który pokaże, że nic się nie stało, że to tylko kręgosłup. I w tę stronę poszedłem i to dało mi dużo siły, również to że oni trochę zwątpili.
Z Mateuszem Bitkowskim w szpitalu znaleźli się właściwie w tym samym czasie. Obaj po podobnych wypadkach. Wtedy obiecali sobie, że staną na nogach – w każdym tego słowa znaczeniu. – Parę miesięcy się poćwiczy i będzie w porządku. Nie mieliśmy wcześniej styczności z osobami na wózkach i nie myśleliśmy, że to jest aż tak czasochłonne i że może być tak, że nie wstaniemy. Zaczęło się od intensywnej rehabilitacji. Później był sport dla niepełnosprawnych – koszykówka, szermierka, rugby. No i wreszcie praca. Momentami trudno było wszystko pogodzić. – Mamy godzinę dojazdu, godzinę powrotu, czyli 2 godziny wyrwane. Do tego dochodzą obowiązki: praca. Rehabilitacja trwa trzy godziny, bo tyle trzeba było poświęcić, żeby to miało jakiś sens. Więc jaki pracodawca chciałby nas gdzieś zatrudnić – wyjaśnia Marcin Szyca.
Ponad rok temu pojawił się pomysł. Centrum rehabilitacji z prawdziwego zdarzenia. Takie, które mogłoby przyjąć aktywnych niepełnosprawnych. Czynne do późna i w weekendy. Takie, w którym pacjent mógłby być traktowany indywidualnie. – Chodzi o ludzi, żeby się pootwierali na informacje. Bo siedzenie w domu i narzekanie, że wszystko wokół jest złe chyba nie ma sensu – zaznacza Mirosław Kapelan, jeden z trenerów w centrum rehabilitacji. Centrum otworzył nie tylko dla tych na wózkach, ale właściwie dla wszystkich, którzy rehabilitacji potrzebują. – Postawił sobie taki cel, że jednak wstanie. I wytrwałość: przychodzi tutaj codziennie, widzę ile wysiłku mu to sprawia, więc taka wytrwałość w dążeniu do celu – oznajmia Agnieszka Bury, rejestratorka medyczna.
Marcin Szyca założył również stowarzyszenie. Ma pomagać wszystkim tym, których na drogą rehabilitację nie stać.