RegionWiadomość dnia

Z Hałdy w Himalaje, czyli młodzież zdobyła czorten Jerzego Kukuczki

Święte miejsce, zwłaszcza dla polskich himalaistów – czorten upamiętniający tych, którzy przegrali starcie z południową ścianą Lhotse. To także był jeden z najważniejszych celów tej wyprawy. Dziewięcioro nastolatków po trzech tygodniach spędzonych na dachu świata wróciło do Katowic. Członkowie wyprawy z Hałdy w Himalaje, dzięki fundacji Ulica mogli zrealizować swoje największe marzenie. – Radość non stop, ale teraz jak już tak jechaliśmy do Katowic, to już mi głupio było bez tego Nepalu. Nie wiem czemu, tak jakoś dziwnie się czułem bez tego – opowiada Patryk Czerwiński, uczestnik wyprawy.

Nigdy w taką podróż nie poleciał i nie jechał. Wyjeżdżał w góry, nad morze, ale nigdy w taką podróż oczywiście, tak daleko w Himalaje do Nepalu. To jest historia po prostu nie do opisania – zaznacza Iwona Wieczorkiewicz, matka.

Historia, którą rzeczywiście opisać trudno. Wszystko zaczęło się od konkursu, po eliminacjach przyszedł czas na treningi i wreszcie upragniony wyjazd. Pokonali kilka tysięcy kilometrów, by znaleźć się kilka tysięcy metrów nad poziomem morza. – Zdobyliśmy pięciotysięcznik. To jest tak jakby takie symboliczne pięć tysięcy, gdzie ciągle nosiliśmy je w sercu. Wszystkie dzieciaki, które tu są na Śląsku uzdolnione, ale niedostrzegane, ale każdy miał tak naprawdę swój Everest – zaznacza Adrian Kowalski, fundacja Pomocy Dzieciom Ulica. A także szansę na bezpośredni kontakt z najwyższą górą świata, w miejscu skąd wyruszają wszyscy, którzy chcą ją zdobyć. Góry to jednak niejedyny cel tej wyprawy. Kolejnym była najwyżej położona szkoła na świecie w Namche Bazar. 3340 metrów nad poziomem morza. – Wspaniali ludzie, nic tam praktycznie nie mają. Bieda kompletna, ale cieszą się z tego co jest – stwierdza Patryk Czerwiński.

Aby tam dotrzeć trzeba było maszerować prawie siedem godzin dziennie. Tak wyczerpująca wspinaczka sprawiła, że nie obyło się bez kryzysów. – Szybciej się męczy człowiek, trzeba się zaaklimatyzować. Może wystąpić choroba wysokogórska, na przykład ja miałem bóle głowy, zawroty i nudności – wspomina Mateusz Wieczorkiewicz, uczestnik wyprawy. W trudnych chwilach łatwiej o przyjaźnie, zwłaszcza z tymi, którzy wiedzą jak przezwyciężać takie kryzysy. Niektóre z nich są tak silne, że na pewno przetrwają jeszcze długo. – Jeden z młodych Szerpów, który nam pomagał miał na imię Fura i stwierdziliśmy, że należy mu pomóc nieco się rozwinąć w jego naprawdę ekstremalnie trudnych warunkach. Myślimy o kursie angielskiego, który byśmy opłacili – oznajmia Paweł Kaźmierczak, opiekun.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

By jeszcze raz udowodnić, że jeśli się czegoś naprawdę chce można pokonać każdy szczyt.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button