RegionWiadomość dnia

Z kijami, rakietami śnieżnymi i latarkami – ekstremalna Droga Krzyżowa

Każdy idzie tu ze swoim bagażem problemów. Droga Krzyżowa pozwala zrzucić im ten ciężar. W poszukiwaniu Boga wyruszyło 65-śmiałków. Wśród nich uczestnik maratonów – Andrzej Moczek. Dla niego to droga przebyta i przeżyta w sposób szczególny. – Jest bardzo głęboka intencja, którą chcę Bogu przedstawić, i którą chcę w trakcie tej drogi przemodlić – mówi. Wszystko w atmosferze skupienia i refleksji.

Trasa liczyła 40 kilometrów z Bielska-Białej do Buczkowic koło Szczyrku. Droga przebiegała przez góry, gdzie jej uczestnicy walczyli z mrozem, śniegiem, ciemnościami i własnymi słabościami. – Jest to jakaś odległość, duże wyzwanie. Każdy z nas ma dużo na ramieniu, co może zrzucić za kogoś lub za siebie – mówi Łukasz Szymkowiak, mieszkaniec Bielska-Białej.

Jedynym wzmocnieniem były tu napoje i kanapki. Po północy obowiązywał już ścisły post. – Żeby to była Droga Krzyżowa. Jak Droga Krzyżowa to Droga Krzyżowa trzeba to trochę odczuć – stwierdza Piotr Postka, mieszkaniec Kaniowa. – Idziemy praktycznie cały czas, odpoczywamy chwilę po rozważeniu stacji Drogi Krzyżowej. To jest czas, żeby coś zjeść, czegoś się napić, ale oczywiście nie jest to owczy pęd – mówi brat Mirosław Myszka, Pallotyn z Częstochowy.

Ekstremalna Droga Krzyżowa była naprawdę ekstremalna i dała się wszystkim mocno we znaki. Do celu nie doszło około 50-u osób. Uczestników zaskoczyły trudne warunki. – Można porównać waszą Drogę Krzyżową do drogi Jezusa? – Nie. Podejrzewam, że nasza jest znacznie dłuższa, ale nie adekwatna do tego, więc to jest zupełnie coś innego – wyjaśnia Marcin Fiszer, mieszkaniec Bielska-Białej.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Inaczej było również w Krakowie. Tu w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej udział wzięło 2000 osób. Do pokonania mieli 50 kilometrów z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej. – Wychodzimy z kościoła i idziemy w ciemną noc. To jest pójście za tym słowem drogą, czyli idziemy w taką nieznaną drogę, żeby spotkać się z Bogiem, bo o to tutaj chodzi – mówi Paweł Dziedzic, organizator Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Nawet jeśli temperatura spada dziesięć stopni poniżej zera, pada śnieg i jest silny wiatr. Cel jest tu jeden – wygrać z własnymi słabościami. – Generalnie w tej drodze chodzi o to, że nie uczestniczy w niej tłum, nie ksiądz, kabelek i mikrofon tylko każdy walczy o przetrwanie – stwierdza ks. Jacek Stryczek, pomysłodawca Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.

Najszybsi dotarli do celu w 5,5 godziny, ostatni po ponad 12-u godzinach wędrówki. – Nogi strasznie bolą, mróz nie daje się tak we znaki jak się idzie cały czas. Jak się staje, to jest źle, ale jak idziemy jest dobrze – mówi Patryk, chciał przejść Ekstremalną Drogę Krzyżową. Wszyscy idą w swojej intencji, ale każdy z nich niesie swój indywidualny krzyż.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button