Zabraknie lekarzy?

Już wkrótce takich kart moze nie mieć kto wypełnić. Lekarze ze świętochłowickiego szpitala masowo składają wypowiedzenia. Ostrzegają, że z końcem października szpital może stanąć, bo odejdą z pracy.
Marcin Świerk, który również złożył wypowiedzenie, pracuje w świętochłowickim szpitalu od dziesięciu lat. I jak mówi tu nie chodzi o pensje, ale o leczenie, w godnych warunkach.
– My nie domagamy się żadnych pieniędzy, my chcemy tylko, żeby ten szpital rozwijał się. Były tutaj koncepcje w 2002 roku, żeby ten szpital rozwijał się i mógł pójść krok do przodu – mówi Marcin Świerk, lekarz w Szpitalu nr 2 w Świętochłowicach.
A tymczasem kroki są stawiane – ale do tyłu. Świętochłowicki szpital ma ponad trzydzieści milionów złotych długu. Jednak jego dyrektor uspokaja, i zapewnia, że wszystko jest pod kontrolą. – Jest przygotwany program naprawczy i przez ten program będę tą placówkę ratował – stwierdza Piotr Nowak, dyrektor Szpitala nr 2 w Świętochłowicach.
A ratunek z pewnością się przyda, bo oprócz konfliktu z personelem medycznym, dyrekcja ma na głowie też inne problemy. Państwowa Inspekcja Pracy na wniosek lekarzy pracujących w szpitalu, zainteresowała się jego sprawami. – W powiatowym szpitalu w Świętochłowicach faktycznie trwają czynności kontrolne, i głównie sprawdzane są przepisy dotyczące czasu pracy – mówi Magdalena Skalmierska, Okręgowy Inspektorat Pracy w Katowicach.
Przedstawiciele urzędu miasta w Świętochłowicach, mają na temat szpitalnego konfliktu swoje zdanie. Nie opowiadają, się po żadnej ze stron, ale przyznają, że skoro są długi, musza być i oszczędności.
– Sytuacja może wynikać z tego, że w naszym ZOZ-ie prowadzony jest program restrukturyzacji, wynikający z dużego zadłużenia naszego szpitala. I wiadomo, że wtedy sytuacje nie zawsze są takie, żeby zadowalały obydwie strony – uważa Roman Penkała, rzecznik UM w Świętochłowicach.
Szpital przy ulicy Chorzowskiej jest jednym z dwóch działających w Świętochłowicach. Właśnie tu znajduje się jedyny w mieście oddział urazowy. Jego zamknięcia nie wyobrażają sobie pacjenci. Ale wyobraża sobie NFZ. I już szykuje plan awaryjny.
– Jeżeli dojdzie do sytuacji już granicznej, to wtedy pacjenci prawdopodobnie będą w jakiś sposób przekazani do innych jednostek służby zdrowia – stwierdza Zygmunt Klosa, dyrektor Śląskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Katowicach.
No i problem z głowy, przynajmniej dla urzędników. Bo dla pacjentów może to oznaczać długie wycieczki po zdrowie do innych miast. I jeszcze dłuższe oczekiwanie w kolejkach.