Zabrze: Dyspozytorzy pogotowia odmówili wysłania karetki. Mężczyzna mógł umrzeć
Decyzji o wysłaniu karetki nie chciał podjąć ani Rafał N. ani Andżelika M., którzy pełnili dyżur w zabrzańskim pogotowiu. Dwudziestokilkuletniego mężczyznę, który skarżył się na silne bóle w klatce piersiowej, odsyłali do lekarza rodzinnego. Jak się później okazało, pacjent otarł się o śmierć, bo cierpiał na zapalenie mięśnia sercowego. – Przez ich niedopełnienie obowiązków i narażenie pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jest to postępowanie przeciwko, co oznacza, że osobom postawiono zarzuty – informuje Anna Arabska, Prokuratura Rejonowa w Zabrzu.
Jeśli sprawą zajmie się sąd, to dyspozytorom grozi nawet do trzech lat więzienia. W Wojewódzkim Pogotowiu Ratunkowym komentować nikt niczego nie chce, poza tłumaczeniem, że prokuratorskie śledztwo toczy się przeciwko dyspozytorom, a nie przeciwko pogotowiu.
Dyspozytorzy, jak dowiedzieliśmy w prokuraturze, do winy się nie poczuwają. Na postawieniu im zarzutów zaważyły opinie biegłych. To jednak, jak mówi Marcin Marszołek ze Stowarzyszenia Pomocy Wokanda, wcale nie musi się rozstrzygnąć na ich niekorzyść w sądzie.
Zjawisko narażania pacjentów na utratę zdrowia i życia do rzadkich nie należy, w przeciwieństwie do kar, jakie wymierzane są oskarżonym – przekonuje Marcin Marszołek ze stowarzyszenia pomagającego poszkodowanym w takich wypadkach. – Błędów popełnianych przez lekarzy, czy pracowników pogotowia, dyspozytorów jest znacznie więcej. Tylko część niestety otrzymuje zarzuty. Tu trzeba powiedzieć, niestety, że prawda jest taka, że tego jest bardzo dużo, być może jest to już nawet patologia – stwierdza Marcin Marszołek, prezes Stowarzyszenia Wokanda.
O sprawiedliwość walczyli rodzice zmarłej na sepsę Kingi Fabisz z Zabrza. Dziewczyna zmarła w zabrzańskim szpitalu, bo lekarka odmawiała udzielenia jej pomocy. W pierwszej instancji sąd wycenił życie 20-latki na siedem i pół tysiąca złotych grzywny. – To jest przestępstwo nieumyślne, przestępstwo z narażenia. Nie jest to przestępstwo skutkowe, czyli lekarz nie odpowiadał za skutek w postaci śmierci pacjentki, ale za narażenie jej na utratę zdrowia i życia – wyjaśnia Marcin Rak, prezes Sądu Rejonowego w Zabrzu.
Dopiero dwa tygodnie temu w trybie odwoławczym sąd skazał lekarkę nie tylko na grzywnę i koszty sądowe, ale też pół roku więzienia w zawieszeniu i co istotne – dla rodziców Kingi Fabisz – roczny zakaz wykonywania zawodu. – Jest już winna śmierci naszej córki. Jest to lekarz dyżurny Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Zabrzu Biskupicach i sąd odwoławczy przeanalizował winę i wymierzył stosowną karę – mówi Marek Fabisz, ojciec Kingi.
O karze nie było mowy w przypadku lekarzy, którzy niecały rok temu, nie udzielili 57-letniej mieszkance katowickiego osiedla pomocy. Mimo próśb rodziny i przechodniów, kobieta zmarła kilkadziesiąt metrów od przychodni. – Nikomu nie przedstawiono zarzutów. Pan prokurator stwierdził, że lekarz nie ma obowiązku wychodzić i ratować osoby, bo on nie może opuścić pacjentów – mówi Marcin Marszołek, prezes Stowarzyszenia Wokanda. Reanimację kobiety rozpoczęli przechodnie. – Powiedzieli, że lekarze są zajęci. Moja mama mi już na rękach leżała. Później zrobiła się taka ciężka i położyłam ją na chodniku – mówi Izabela Matysik, córka zmarłej kobiety.
Błędy lekarzy, czy też niedopełnienie obowiązków przez ratowników, jak mówi Agata Pustułka z Dziennika Zachodniego, mogą mieć różne podłoże, ale na pewno ich przyczyną nie są mankamenty w systemie ratownictwa medycznego. – Z jednej strony bardzo dużo oszczędności i szukania tych oszczędności wszędzie, nawet kosztem zdrowia chorych ludzi. Z drugiej strony mamy właśnie tych chorych, którzy się obawiają i nie są pewni – zaznacza. Nawet tego, że przy zwykłym kontakcie z lekarzem, po raz kolejny ktoś odmówi im udzielenia pomocy, bo liczba kontraktów na świadczenia zdrowotne jest ograniczona nawet tam, gdzie pomoc powinna być udzielana bezdyskusyjnie.