Region

Zadaj pytanie radzie miasta w Lublińcu. Odpowie… tylko jedna osoba

Nie dla dzikiej satysfakcji, ale dla wyborczych racji. Tym sposobem w Lublińcu, radnych zapytać można dosłownie o wszystko, tyle że nie wszystkich a w zasadzie to tylko Joannę Bąk. Bo tylko jej nie straszne są ani anonimy, ani dociekliwość lublinieckich internautów-pytaczy. – Dla mnie nie. Ja uważam, że decydując się być osobą publiczną, jestem otwarta na każdą formę komunikacji i dla mnie nie ma pytań, na które nie ma odpowiedzi – wyjaśnia Joanna Bąk, radna Lublińca. W zasadzie to są, jak udało nam się ustalić niektórzy radni internetowym czatom mówią nie, bo nigdy nie wiadomo kto siedzi po drugiej stronie. O ile w ogóle ktokolwiek siedzi. Bo to w skrajności kontakt nie anonimowy, a metafizyczny być może. – Jakieś tam zastrzeżenie do funkcjonowania urzędu podpisywało 5-6 osób. Wpływały dokumenty i okazywało się, że te osoby nie istnieją – wspomina Piotr Półtorak, przewodniczący Rady Miejskiej w Lublińcu.

Istnieją jednak zasady demokracji lokalnej – tej materialnej. Jedna z nich to właśnie kontakt z wyborcami. Lepiej więc nie być na nie. By i oni w wyborach nie byli na nie. Koło ratunkowe warto zatem mieć. – Jak klasyk, za a nawet przeciw. Za, bo to jest jak gdyby dodatkowa forma jeszcze kontaktu, to jest Lubliniec więc ten kontakt mamy na okrągło. Przynajmniej ja właściwie z wyborcami mam go cały czas – opowiada Marek Karpa, radny Lublińca. Od kiedy zachęty padły pierwsze słowa, dobrych lat minęło już kilka. Burmistrz sprawdził, burmistrz wie – bo sam czatuje, mailuje, koresponduje. – Pięć lat temu już zwróciłem się do radnych, aby właśnie w tej formie próbowali się kontaktować z mieszkańcami. Wtedy nie było żadnego zainteresowania ze strony radnych – opowiada Edward Maniura, burmistrz Lublińca.

W tym tempie reszta miejskiej rady do internetowego dialogu przekona się za jakieś kilkadziesiąt lat. Renesans komunikacji najwyraźniej to więc nie jest. – Za przeproszeniem nikt łaski nie robi. Uważam, że to bardzo poważny błąd ze strony radnych i nie wiadomo czy nie potrafią obsługiwać komputera, czy też nie wiedzą, jak odpowiadać na pytania – stwierdza dr Bohdan Dzieciuchowicz, specjalista ds. wizerunku polityków.

W sumie tak do końca to nie wiadomo. W Sosnowcu radnym dwa lata temu nie lada problem sprawiły już 3 przyciski. Dlatego zrezygnowali z pilotów do głosowania. A wiadomo pilot nie klawiatura. Na tej przycisków bez liku. Ale jest i dobra wiadomość, bo poziom umiejętności radnych podobno już wzrasta. – Żyjemy w XXI wieku. Radni to są jednak osoby, które już reprezentują sobą jakiś poziom, więc wydaje mi się jednak, że to jest chyba kwestia lekceważenia niż niewiedzy – uważa Grzegorz Wójkowski, Stowarzyszenie Bona Fides. Bo pewnie wie, że dociekliwość wyborcy szybko przygnieść go może.

Ciąg dalszy artykułu poniżej
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button