Zakaz sprzedaży chipsów w szkołach. Rząd walczy z otyłością
Huraoptymizm nieco przygasa w momencie, gdy dzieci stają przed decyzją: jabłko czy chrupki. – Częściej zamiast owoców kupujemy chipsy i te niezdrowe rzeczy. Bardziej smakują i są niezdrowe – mówi Milena Pogoń, Szkoła Podstawowa nr 29 w Dąbrowie Górniczej.
Choć robią co mogą, to niestety obok chipsów trudno przejść obojętnie – ze skruchą przyznają uczniowie klasy 4c. Mimo to z pokusą próbują walczyć z całych sił. W tym przypadku starania rodziców wspomaga też dyrekcja szkoły. W żadnym z dwóch funkcjonujących tu sklepików dzieci nie znajdą ani chipsów ani napojów energetycznych. – Takich artykułów i produktów u nas, w naszych sklepikach szkolnych nie sprzedajemy. Realizowane są dwa programy u nas w szkole. W klasach edukacji wczesnoszkolnej od 1 do 3 mamy owoce w szkole – informuje Monika Jagodzińska, dyrektor SP nr 29 w Dąbrowie Górniczej. Do tego uczniowie dwa razy w tygodniu dostają do wyboru owoce bądź warzywa.
Starania staraniami, ale problem otyłości dotyka w Polsce przeszło 30% 11-latków, niewiele lepiej jest u ich nieco starszych kolegów. – Jest to tendencja, która jest zauważalna od jakiegoś czasu. Związane jest to przede wszystkim ze sposobem spędzania wolnego czasu przez młodych ludzi, mam tu na myśli ten czas pozalekcyjny – zaznacza Andrzej Krowicki, z-ca dyrektora SP nr 29 w Dąbrowie Górniczej.
Stąd do rządowego planu promocji wśród młodzieży zdrowego stylu życiu teraz politycy chcą dołączyć ustawę zakazującą sprzedaży w szkolnych sklepikach tak zwanej śmieciowej żywności. – To wszystko, co wpływa później na zły stan zdrowia, bo to oddziałuje na wszystkie czynności organizmu, przede wszystkim prowadzi do otyłości – podkreśla Władysław Kosiniak-Kamysz, Minister Pracy i Polityki Społecznej.
W myśl projektu Polskiego Stronnictwa Ludowego zakazana byłaby sprzedaż produktów o takiej zawartości nasyconych kwasów tłuszczowych, soli i cukru, które spożywane w nadmiarze mogą prowadzić do przewlekłych chorób. Jedzenia tego typu nie można byłoby również reklamować i prezentować na terenie szkoły oraz w jej najbliższym otoczeniu. – Rząd zaakceptował, z tego co wiem, już pozytywnie. Jesteśmy z tego zadowoleni i myślę, że w tym roku jeszcze będzie to wprowadzone w życie – mówi Piotr Szereda, Wojewódzki Rzecznik Prasowy PSL.
Niestety, zdaniem ekspertów, sama ustawa to za mało. – To nie jest tylko kwestia dostępności do żywności, tylko błędów, które popełniamy gdzieś tam na wczesnym etapie rozwoju dziecka – tłumaczy Jadwiga Skierska, dietetyk.
Do tego dochodzą jeszcze zatrważające dane Unii Europejskiej. – 25% społeczeństwa unijnego, w tym polskiego, cierpi na niedostatek dóbr gwarantujących rozwój człowieka, czyli przede wszystkim żywności, aż 25%. Oczywiście bieda najczęściej ma twarz dziecka – mówi Jan Szczęśniewski, Śląski Bank Żywności.
Z najnowszych badań GUS wynika, że ponad pół miliona dzieci w Polsce nie dojada. Ich rodziców nie stać na zapewnienie im codziennego posiłku. Do głodnego brzucha zamiast zdrowego trafia częściej śmieciowa żywność.