RegionWiadomość dnia

Zakrywane czujniki, wysokie stężenie metanu i niesprawne aparaty ucieczkowe – górnicy mówią o coraz większych nieprawidłowościach w kopalni Mysłowice-Wesoła

Udało im się wyjść o własnych siłach. Jak mówią dostali od losu drugie życie. Dla wielu z ich kolegów ból był tak silny, że chcieli zostać pod ziemią. Tego, co wydarzyło się w poniedziałkowy wieczór ocaleni górnicy z kopalni Mysłowice-Wesoła nie zapomną do końca życia. – Był straszny kurz, dym. Nie było nic widać, słyszałem ludzi jak krzyczą o pomoc, Bogdana, żeby go ratować, że nie chce umierać, że jeszcze nie teraz. Widziałem ludzi leżących, nieprzytomnych, popalonych, wołających o pomoc – wspomina Marek Musialak, poszkodowany górnik.

 

Najbardziej poparzeni górnicy trafili do szpitala w Siemianowicach Śląskich. W sumie znajduje się tu 20 poszkodowanych. Czterech z nich jest w stanie krytycznym, ale jak mówią lekarze, nie ulega on pogorszeniu. – Czynimy wszelkie wysiłki, żeby uratować wszystkich górników. Natomiast gwarancji nie możemy nikomu dać, ponieważ choroby oparzeniowe kryją tyle niebezpieczeństw, że nie wszystkie zdołały się rozwinąć – informuje prof. Marek Kawecki, Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.

 

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Pod ziemią nadal znajduje się 42-letni kombajnista. Dojście do niego utrudnia jednak wysokie stężenie metanu oraz zadymienie. Prawie siedemset metrów pod ziemią wybudowano tamę przeciwwybuchową, dzięki której praca ratowników ma być bezpieczna. – Oni idą po człowieka, ciągle mamy nadzieję, że jest to człowiek, który wciąż żyje, ale tam idzie dziesięciu ludzi, pięciu w pierwszym zastępie, pięciu w drugim, oni też muszą wejść i wyjść bezpiecznie – zaznacza Wojciech Jaros, rzecznik prasowy KHW.

 

Niebezpiecznie zdaniem przedstawicieli związków zawodowych było tu już od piątku. Stężenie metanu miało być przekroczone dziesięciokrotnie. Do pożaru miało dojść już na kilka dni przed katastrofą. Związkowcy obwiniają za to władze kopalni. – Ta ilość tlenku węgla, która się pojawiła świadczyła o tym, że istnieje możliwość zapalenia metanu – mówi Sylwester Śpiewak, przewodniczący „Solidarności 80” przy KWK Mysłowice – Wesoła.

 

Władze kopalni te doniesienia dementują. Coraz więcej informacji o nieprawidłowościach dociera jednak do Wyższego Urzędu Górniczego. Specjalna komisja wyjaśnia przyczyny katastrofy. – Mamy informacje trzy, że nadmuchy świeżego powietrza były kierowane na metanomierze, które automatycznie wyłączają dopływa prądu, jeśli stężenie metanu przekracza dopuszczalną granice czyli 2% – mówi Jolanta Talarczyk, rzecznik prasowy WUG w Katowicach.

 

Swoje postępowanie prowadzi też prokuratura. Śledczy przesłuchali już pierwszych świadków, zabezpieczyli dyski twarde oraz dokumentację . – To śledztwo toczy się w kierunku przestępstwa polegającego na sprowadzeniu zdarzenia zagrażającego zdrowia i życiu wielu górników, w następstwie których doznali obrażeń ciała – informuje Małgorzata Zawada-Dybek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Katowicach.

 

Z nieoficjalnych informacji wynika, że górnicy za poniedziałkową szychę mieli otrzymać dwieście złotych więcej. Wielu z nich miało iść na urlop, ale władze kopalni miały im tego zabronić. – Nie chciałbym, byśmy doprowadzali do takiej histerii, że oto w Polsce z powodów ekonomicznych czy innych kierownictwo kopalni, czy jakiegokolwiek innego zakładu z pełną premedytacją, kosztem bezpieczeństwa, każe ludziom pracować w warunkach, które się do tego nie nadają – podkreśla Janusz Piechociński, wicepremier i minister gospodarki. Choć sygnały o fatalnych warunkach w kopalni docierały od piątku, to nikt nie zadzwonił na specjalny numer Wyższego Urzędu Górniczego. Pierwsze informacje pojawiły się dopiero we wtorek, czyli kilkanaście godzin po katastrofie.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button