Ze świata filmu i muzyki. Rywalizacja gwiazd

U bukmachera na turniejach zarobić można sporo. Tu tylko symbolicznie, co wcale nie znaczy, że taka potyczka to spacerek. – Nie rozmawiajcie z moimi kolegami. Gdy będą mówili, że to żarty, to natychmiast wyłączajcie kamerę, bo to jest kamuflaż – tutaj każdy przyjeżdża, żeby wygrać – zapewnia Marcin Daniec, satyryk.
Wiadomo – najlepiej, żeby rywal uwierzył, że przeciwnik jest słaby. – W ogóle jestem patriotą i postanowiłem dostosować swój poziom do poziomu gry polskiej reprezentacji w piłce nożnej i polskiej kadry olimpijskiej. Jako patriota nie będę się wywyższał – mówi Krzysztof Respondek, aktor, kabaret RAK.
Inni jednak z chirurgiczną precyzją próbowali swoje ugrać. Niektórzy wreszcie nadrabiać musieli miną i dosadnie rozumianą zawziętością. – Jak się już tam jest i ma się rakietę w reku, to po to, by zlać kolegę. Pogramy leciutko, nie tak mocno po kątach – nie ma zmiłuj, po prostu trzeba zabić, zakopać i zadeptać – to jest prawo 3Z – mówi Robert Janowski, piosenkarz. Niestety w starciu z prawdziwym Killerem, szans na punkty podobno większych nie ma. – Killerem jestem? Nie, a jeśli to w takim razie nieudanym Killerem – stwierdza Jan Englert, aktor.
By wygrać warto wypróbować każdą metodę, nawet najbardziej podstępną. Najpierw opracować trzeba jednak taktykę i tak zwany element zaskoczenia. – Jest wiele asów. Trzeba połączyć mózg z nogami, bo właśnie nogi wygrywają, głowa wygrywa, a ręka tylko wykonuje zadania – zdradza swoją taktykę Stan Borys, piosenkarz.
Zadanie niekoniecznie było proste, nawet dla tych, którym kocie ruchy obce nie są. Ale ostatecznie, jaki Wimbledon taki Federer. – Jest kilku innych Federerów tutaj, ja jeszcze na razie pomału sobie drepczę do tego Federera, ale mam nadzieję, że szybko tam dojdę – zapowiada Michał Milowicz, aktor.
Droga łatwa wcale nie będzie, bo o tym, że beskidzki Wimbledon wcale nie jest łatwiejszy niż ten londyński, już na starcie przekonali się nawet faworyzowani: Marcin Daniec i Jan Englert. – Miałem właśnie tak zwany hebel, tak się zdarza nawet najlepszym zawodniczkom. Serena Williams przegrywa nagle z jakąś słabą zawodniczką, a potem wygrywa 2 kolejne sety, więc i ja mam nadzieję, że ten hebel mi minie, bo jak nie, to będzie nieszczęście – mówi Jan Englert, aktor.
Na szczęście, ostatecznie nawet w przypadku porażki, można spić jeszcze śmietankę. – Można pogwiazdorzyć, pstrykniesz i nawet meleksem cię zwiozą na dół – mówi Marcin Daniec, satyryk. Ale na sportowy szczyt trzeba się wspiąć samemu.