Zobligowani?

– Budżet nie został przewidziany na takie kwoty, na jakie nam tu teraz pan prezydent próbuje wyemitować obligacje. Okazuje się, że my jako radni nie do końca wiemy, na co te pieniądze mają iść – mówi Przemysław Wydra, sosnowiecki radny, PiS. A mowa o obligacjach wartych 120 milionów złotych. Potrzebnych po to, żeby miasto mogło się rozwijać, przekonuje Kazimierz Górski. Emisja papierów wartościowych ma być najprostszą drogą wyjścia z finansowego dołka. – Pieniądze są potrzebne na dokończenie inwestycji i zapłacenie za te, które już się odbywają. Tan wykaz to pokazuje. Myślę, że po sprawdzeniu tych materiałów radni i wszyscy będą za tym, żeby miasto się rozwijało i żeby dokończyć to, co sami zgłosili w budżecie.
Radni przekonują, że za ich wątpliwościami stoi właśnie troska o miejską kasę. – Obligacje mogą być poza kontrolą radnych, kiedy się zgodzimy na pełną wersję tych 120 milionów złotych. A myślę, że mogłoby to być bez pożytku dla mieszkańców miasta – uważa Arkadiusz Chęciński, sosnowiecki radny, PO. Jeśli radni na obligacje się nie zgodzą, pod znakiem zapytania znajdzie się między innymi kanalizowanie Sosnowca. Problematyczna może być również rozbudowa sali koncertowej przy szkole muzycznej. – Takiej opcji uważam, nie można brać, bo wtedy radni działaliby na szkodę gminy. To by było absurdalne i byłoby zaprzeczeniem działalności samorządowej – oznajmia Kazimierz Górski, prezydent Sosnowca.
Wątpliwości radnych ma rozwiać ostatecznie przygotowany na ich życzenie, wykaz. Żadnych wątpliwości nie ma tu ekonomista, profesor Andrzej Barczak. Jego zdaniem obligacje – choć obarczone ryzykiem, to lepsze wyjście niż zaciąganie kredytów. – Prospekt musi być bardzo precyzyjny, bo inaczej będzie miał urząd miasta kłopot. Bo przyjdzie czas wykupu, obligacji, to muszą być pieniądze.
Ale zanim do wykupu przyjdzie, radni muszą podnieść obligacyjny szlaban. Czy to się uda i czy Sosnowiec jako pierwsze miasto w Polsce wejdzie na warszawską giełdę zdecydują podczas nadzwyczajnej sesji, jeszcze w tym tygodniu.